Odessa! W koncu dotarlismy, chociaz nielatwo bylo wytrzymac cala noc w plackartnym wagonie. Wszystkie okna pozamykane, powietrze ani drgnie, a zapachy jedzenia, alkoholu i cial ludzkich zaczynaja sie mieszac:) Jednak po chwili czlowiek sie przyzwyczaja i zaczyna w tym funkcjonowac. Ale do rzeczy! Na odeskim dworcu zostajemy otoczeni przez babuszki oferujace kwatiry. Jednak jak na zlosc nie chca zejsc ponizej 10 euro, wiec wymykamy sie boczkiem i idziemy do wczesniej wyszukanych hosteli. Pelzniemy tak z plecakami przez ulice Odessy, zeby na miejscu dowiedziec sie, ze czegos takiego jak TIU Backpacker's i Magic Bus nie ma. Tzn. nie wiemy czy jest czy nie. Dotarlismy pod adresy wskazane na google maps i nic! Jakby nie patrzec morale druzyny upadly, ale nie poddajemy sie, wracamy na dworzec i ugadujemy sie z Nicolaiem (tutejszym 'babuszkiem'), ze mozemy wynajac kwatire za jakies 7,5 euro jesli zostaniemy na dwie noce. Decyzja trudna, ale podejmujemy ryzyko. Na miejscu zastajemy piekne nowoczesne mieszkanie, ale cos w nim jest nie tak. Na elektrycznym czajniku bowiem czai sie nie kto inny jak karaluch! Nasz gospodarz jendak nie zwraca na niego uwagi i jednym sprawnym ruche zabija gostka mowiac 'to nic to tylko czornyj zuk'. I tak zostajemy z tymi czarnymi zukami na chacie, bo deszcz zaczyna lac niemilosiernie. Pogoda barowa zmusza nas do kupienia wodki, lodow i innych przysmakow, aby umilic sobie ten czas. Na szczescie kolo 22 deszcz mija a my idziemy na plaze. Piekna pogoda, ciepla woda i alkohol sprzyjaja zabawom na plazy i nocnym kapielom.
Zadowoleni i usmiechnieci wracamy na kwatire, by urzadzic krwawe lowy na czorne zuki! Albo one, albo my!!!:)