Dzis po raz pierwszy od tygodnia zlapalismy Internet! Poki co wszsytko idzie zgodnie z planem, choc troche zmodyfikowalismy nasze pierwsze pomysly. Dzis dotarlismy do Ella, niewielkiej miejscowosci, za to bardzo malowniczo polozonej. Dookola gory i pola herbaty, a jesli juz o herbacie mowa, to odwiedzilismy jedna z jej fabryk. Z poczatku myslelismy, ze nie bedzie to zbyt fascynujaca forma rozrywki, ale okazalo sie inaczej. Pan lamana angielszczyzna opowiedzial nam krok po kroku co i jak (niestety nie mozna bylo robic zdjec:/), potem mozna bylo sprobowac roznych (trzech;) odmian tego naparu. Nie omieszkalismy tez kupic tego i owego (w koncu trzeba czyms uraczyc rodzine i znajomych po powrocie)!
Jako, ze nasza ekipa jest nie do zdarcia postanowilismy udac sie (oczywiscie po malym obiadku - pikantne rice&curry) na Ella Falls. Poki co to chyba najwyzszy wodospad, ktory widzielismy. Malo tego! Dookola biegalo tyle malp, ze w zoo tyle nie bylo;) Nie wygladaly jednak zbyt przyjaznie, wiec wolelismy sie skryc w jakims bezpiecznym miejscu. Udalismy sie wiec do jaskini, ktora jednak nie byla niczym specjalnym... ot, dziura;) Ale droga do jaskini to juz zupelnie inna para kaloszy. Adam stwierdzil, ze rodem z horroru. Czemu nie!
Jutro chcemy powloczyc sie po okolicznych szczytach (podobno niedaleko jest maly Adam's Peak), a potem jechac na Wschodnie Wybrzeze! Tam podobno nie ma monsunu o tej porze roku. Obadamy to!