Z dziennika podrozy:
Dzis oposzczamy Tanger i udajemy sie do Chechaouen. Oczywiscie 'Inszallah' (jesli Bog pozwoli). Ale na szczescie udajze sie w ostatnim momencie kupic bilet autobusowy jadacy do Tetouan, skad po poltora godzinnej przerwie lapiemy kolezejny autobus jadacy bezposrednio do Chechaouen. Tu opd razu nabywamy bileciki na jutrzejsza podroz do Fezu. W centrum medyny znajdujemy klimatyszny pensjonacik (oczywiscie caly niebieski) i udajemy sie na obiad. Jak zwykle pojawiaja sie potrawy, takie jak tadzin, kuskus i brochettes. No coz powiem tylko ze palce lizac:) Co do samego miasta (a raczej miasteczka) to faktycznie robi wrazenie. Jest po prostu piekne, cale skapane w kolorze niebieskim, pelne kotow, dywanow i ceramiki. Wstyd sie przyznac, ale spedzilismy dzis kilka ladnych godzin na targowaniu sie przy mietowej herbatce. Zadoawoleni z zakupow pomaszerowalismy dalej zwiedzac.
PS. Poki co tylko tyle. PRzepraszam za bledy, ale... tu jest maly problem z klawiaturami bo sa zupelnie inne niz nasze europejskie i trudo sie w nich polapac.
Dochadza do nas niepokajoce wiesci z Gruzji... Podobno wojna... Troche nam przykro. Solidaryzujemy sie z naszymi przyjaciolmi z Tbilisi.