Dzis niczym ranne skowronki wstalismy o 8.30 zbudzeni porannym zarem panujacym na dachu:) Niesteety, wieczorny prysznic poszedl w niepamiec i znow trzeba bylo zazyc kapieli wodnych. Zescy pognalismy zwiedzac Damaszkowe Stare Miasto! Po drodze podplomyk z woda jako sniadanie, pozniej juz tylko my i uliczki... uliczki... no po prostu uliczki:) Uwierzcie! Weneckie uliczki w porownaniu z tymi tutaj to male piwo przed sniadaniem:) Na mape nie ma co patrzec, bo i tak na niewiele sie zdaje. Tylko instynkt pozozstaje! No ale do Meczetu Umajjadow trafi sie zawsze, tak wiec i my tam trafiamy. Placimy 50 SYP, Kasie ubieramy 'na mniszke' i juz jestesmy w srodku! Tam spedzamy sporo czasu, zawieramy nowe znajomosci i podziwiamy piekno tej budowli. Zwiedzanie bylo dosc meczace wiec udajemy sie do przypadkowo napotkanej knajpki, gdzie pijemy swiezo wyciskane soki i cappuccino oraz palimy szisze (po syryjsku to jest jakos... 'hubla bubla':). Potem dalsze zwiedzanie Starego Miasta, by w koncu odpoczac w uroczym parczku miedzy murami miasta a rzeczka (w rzeczywistosci... smrod, brod i mogila:P). Aha! Wszyscy faceci nie moga oderwac oczy od naszej przeslicznej Kasi (ktora juz byla Wloszka, a dzis Hiszpanka - wedlug miejscowych). My - rodzaj meski - raczej mieszamy sie z tubylcami;). Jak juz skwar lal sie z nieba, poszlismy zakupic miejscowe slodkosci, ktorymi raczylismy sie przy herbatce na dziedzincu naszego hotelu. Zmeczeni ta uczta zdrzemnelismy sie na naszym klimatyzowanym tarasie, a teraz ruszamy w miasto na falafel i aby znalezc otogar do jutrzejszej Bosry! Pozdrawiamy!!!