Po powrocie z Bosry postanowilismy pojsc na cos dobrego... Bo wstyd sie przyznawac, ale ostatnimi czasy prawie nic nie jemy! Jakis posilek raz dziennie i koniec. To chyba przez te upaly! Za to wody idzie tyle, ze nienadazamy z liczeniem butelek. Tak wiec podreptalismy na miasto, poszperalismy, poogladalismy i wybralismy pewna knajpke z dobrym falafelem (choc Kasi nie smakowal) i najlepwszym na swiecie shake'iem bananowym! Jutro tez tam pojdziemy na jakiegos shake'a! Aha! No i opuncje figowa jedlismy. Na kazdym rogu ulicy sprzedaja wiec zdecydowalsimy sie z Adamem... bo Kasia nie chciala:). Po takich frykasach poszlismy juz starym zwyczajem posiedziec przy Meczecie Omajjadow, gdzie miejscowi poczestowali nas jakimis ichnimi ciastkami! Co tu duzo mowic - takich ludzi jak w Syrii to ze swieczka szukac... szczegolnie w naszej ojczyznie:P.